Skoro rolnicy ogłaszają, że można przyjść na pole i pozbierać sobie za darmo lub zapłacić symbolicznie to efekt jest taki że ten miastowy nie kupi w markecie tylko za ćwierć darmo z pola i to ten miastowy jest beneficjentem całej tej sytuacji. Co innego jak rolnik sprzedał by w worku za godziwą cenę z gospodarstwa. Rozwiązaniem problemu jest sprzedaż bezpośrednia ale nie za "co łaska" lub za darmo. Towaru na rynku jest około 20 do 30% za dużo i w związku z tym ceny są 4 razy niższe niż normalnie. Co do cen w markecie to zrozumcie że daje nam to możliwość uzyskania marży na sprzedaży bezpośredniej bo jeśli na półce w sklepie cebula jest po 4 czy 5 zł za kg to w tym momencie rolnikowi jest dużo łatwiej sprzedać z domu albo na targowisku za pół ceny marketowej czyli za 2,5 do 3zł za kg. Ci co są od wielu lat są na rynku to wiedzą że jeśli ceny w sklepie spadną o 50 % to zejście towaru nie pójdzie nagle o 50 % więcej tylko maksymalnie o 5 % więcej. Nikt nagle nie zacznie jeść 2x więcej cebuli niż normalnie. Jedziemy na jednym wózku. trzeba widzieć cały łańcuch sprzedaży a nie tylko swój grajdołek. Rozumiem że jak ktoś posiał 10 czy 20 ha cebuli bez żadnego planu i rynku zbytu to teraz na wszystkich wyzywa i że nie sprzeda wszystkiego z domu ale powiedzmy sobie uczciwie że jeśli grasz Va Banque to nie dziw się że w pewnym momencie wszystko tracisz. Nie wyzywajmy na siebie tylko działajmy. Trzeba zniszczyć nadwyżkę tak jak mówił Włodzimierz tylko to może nas uratować.