300 tys ha gruntów w Polsce będzie nawodnionych niemal „od ręki”
Już od dłuższego czasu zauważamy w naszym kraju postępującą suszę. Szczególnie niektóre regiony, jak np. woj. wielkopolskie czy kujawsko-pomorskie i łódzkie, z niedoborami wody borykają się już co roku, od wielu lat. Coraz głośniej mówi się też o potrzebie podjęcia zdecydowanych i jak najszybszych działań, aby wodę w naszym kraju zatrzymać. Bo Polska stepowieje, a my, zamiast wodę maksymalnie zatrzymywać, to ogromną jej większość przepuszczamy. Dosłownie, i w przenośni.
Wiele zarzutów w tym zakresie kierowanych jest zarówno do rządu i instytucji państwowych, jak i do samych rolników. Czy słusznych? O gospodarowaniu wodą i podejmowanych w tym zakresie działaniach, rozmawiamy z Krzysztofem Wosiem, Zastępcą Prezesa Wód Polskich ds. Ochrony Przed Powodzią i Suszą.
Renata Struzik: O tym, że będziemy się mierzyć ze zjawiskiem suszy, wiedzieliśmy już na początku roku. Z resztą to zjawisko pogłębia się przynajmniej od 2-3 lat. Jakie działania zostały podjęte, aby suszy i jej skutkom zapobiegać?
Krzysztof Woś: Po braku śnieżnej zimy, poza doraźnymi działaniami, jak zamykanie wszelkiego rodzaju urządzeń piętrzących już w lutym, a nie jak to się standardowo robi - w okresie kwietniowo-majowym, po przejściu wód roztopowych - oraz poza standardowymi pracami utrzymaniowymi i inwestycyjnymi w urządzenia wodne, szukaliśmy też rozwiązań ponadstandardowych. Stwierdziliśmy, że musimy zrobić jak najszybciej coś, co będzie realnie odczuwalne od razu dla produkcji rolniczej. Zaczęliśmy więc realizować program retencji korytowej.
R.S.: Na czym polega ten program i jak ma on pomóc rolnikom?
K.W.: Na początku każdy z 50 zarządów zlewni w całej Polsce wybrał na swoim obszarze jeden ciek, który ma największe znaczenie dla produkcji rolnej w okolicy. Na tych ciekach, w ramach programu retencji korytowej, zostało wytypowanych do zrobienia – wyremontowania lub wybudowania - 627 urządzeń wodnych (jazów luz zastawek). Dzięki temu okoliczni producenci rolni niemal od razu odczują poprawę, jeśli chodzi o dostępność wody.
R.S.: Czyli efekt będzie natychmiastowy… A na jak dużą skalę?
K.W.: Po zakończeniu programu, retencja zwiększy się o ponad 32 mln m3 wody w miejscach, gdzie jest ona w tym momencie najbardziej potrzebna. Szacujemy, że ten efekt bezpośredniego i pośredniego nawodnienia obejmie ok. 300 tys ha gruntów. Będzie to kosztować 157 mln zł. Do tego, możemy rozpocząć jego realizację natychmiast, ponieważ okazało się, że spora część zaplanowanych zadań posiadała już niezbędną dokumentację, można było od razu ogłaszać przetargi.
R.S.: 32 mln m3 to dużo czy mało? I jak te liczby mają się do całości retencjonowanej w kraju wody? Często zarzuca się rządzącym, ale też instytucjom państwowym, w tym Wodom Polskim, że niewiele robią w zakresie poprawy gospodarowania wodą. Mówi się przy tym, że nasz kraj stepowieje i wkrótce może nam zacząć brakować wody...
K.W.: No cóż, biorąc pod uwagę nasze potrzeby retencyjne w skali kraju, te 32 mln m3 to tylko 1% wody, którą retencjonujemy. Aktualnie przez Polskę przepływa 62 mld m3 wody rocznie, z czego retencjonujemy tylko 4 mld m3 wody, czyli ok. 6,5% - co w przeliczeniu na jednego mieszkańca daje zasób wody trzykrotnie mniejszy, niż wynosi średnia europejska. Tak słabe wyniki to efekt dziesięcioleci zaniedbań w infrastrukturze gospodarki wodnej. Trzy lata działalności Wód Polskich nie przełoży się od razu na poprawę sytuacji. Jednak chcemy szybko zmieniać i poprawiać tę sytuację m.in. właśnie poprzez program retencji korytowej.
R.S.: To działania, można powiedzieć, doraźne. Planowane są też większe inwestycje?
K.W.: Oczywiście. Planujemy wybudować też duże zbiorniki retencyjne, np. w Wielowsi Klasztornej w Wielkopolsce, czy w Kątach-Myscowej na Podkarpaciu. To są inwestycje, o których już od dziesięcioleci się mówi, że są niezbędne. A my postawiliśmy sobie za punkt honoru, że je wybudujemy. Tak, jak to było w przypadku stopnia wodnego w Malczycach na Odrze, czy zbiornika Świnna Poręba koło Krakowa. Tam te inwestycje zrealizowaliśmy. To są duże zbiorniki, pojemność każdego z nich to ok. 80 mln m3. Natomiast te 32 mln m3, które uzyskamy poprzez retencję korytową tak naprawdę najbardziej interesują rolników, ponieważ odczują oni efekty od razu na swoim polu.
Pamiętajmy też przy tym, że samo przygotowanie procesu inwestycyjnego w przypadku budowy tych dużych zbiorników, uzyskanie wszystkich niezbędnych decyzji, przede wszystkim środowiskowych (bo przecież działamy w bardzo specyficznym i wrażliwym środowisku wodnym, które wymaga szczególnego podejścia), to długotrwały proces. Niejednokrotnie musimy przygotować raport oddziaływania na środowisko, który ma zawierać odpowiednie oceny. A te można przeprowadzić tylko w poszczególnych cyklach rozwoju roślin czy rozrodu zwierząt. To zazwyczaj trwa minimum jeden rok.
R.S.: No tak, to trwa… W końcu trzeba tu pogodzić interesy wielu środowisk: przemysłu, rolników, ekologów, samorządów, itp… Ale najważniejszy w tym wszystkim jest człowiek, nie może nam zabraknąć wody.
K.W.: Celem, do którego dążymy, jest uzyskanie w kraju retencji na poziomie 15%. Mamy cały rozbudowany plan działań w ramach przeciwdziałania skutkom suszy. Powstaje on na podstawie zarówno polskiego prawa wodnego, jak i ramowej dyrektywy wodnej UE. Jesteśmy jednym z pierwszych sześciu państw w Europie, które taki plan przeciwdziałania skutkom suszy u siebie wprowadzą. W jego ramach będą podejmowane wszelkie działania, które mają na celu zwiększanie zasobów dyspozycyjnych wody w kraju: począwszy od działań inwestycyjnych, zebranych i przyjętych w ramach programu zwiększenia zasobów dyspozycyjnych wody (tzw. program retencyjny), kończąc na małych działaniach, np. edukacyjnych, mających na celu uświadamianie społeczeństwa w zakresie np. oszczędzania wody. Ten rozbudowany plan przeciwdziałania skutkom suszy ma być zatwierdzony i opublikowany w ramach rozporządzenia Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej już pod koniec tego roku.
R.S.: No właśnie, edukacja społeczeństwa w zakresie oszczędzania i gospodarowania wodą jest kluczowa. Również rolników. Bo mimo, że teoretycznie powinni oni doskonale wiedzieć, jak zatrzymywać wodę na swoich terenach, to jednak nie zawsze jest to takie oczywiste.
K.W.: Współpracujemy w tym zakresie cały czas z ministerstwem rolnictwa, m.in. przy wspólnej inicjatywie, której, jako Wody Polskie byliśmy inicjatorami, a teraz jesteśmy jej głównym partnerem. Na obszarach, gdzie my administrujemy, możemy współpracować z rolnikami oraz mieć wpływ na cieki wodne i urządzenia, których oddziaływanie wpływa na otoczenie i produkcję rolną. Jednak poza tym obszarem, którym administrujemy, są również niezagospodarowane cieki, rowy melioracyjne czy drenaże znajdujące się w prywatnych rękach, m.in. rolników. Czasami są oni zrzeszeni w spółki wodne, ale nie zawsze. Chodzi nam o to, aby do nich dotrzeć i wspólnie zadbać o tą małą retencję, wesprzeć ich w tych działaniach i pomóc w ich koordynacji. Tak powstały Lokalne Partnerstwa na Rzecz Wody.
R.S.: A jak to wsparcie w ramach Lokalnych Partnerstw wygląda?
K.W.: Aktualnie Partnerstwa są prowadzone w trybie pilotażowym. Obejmują one każde województwo, a w nich wytypowane są powiaty, w których odbywają się spotkania. Są na nie zapraszani wszyscy zainteresowani – zarówno organizacje w ramach struktur ministerstwa rolnictwa (np. oddziały ARiMR), Wody Polskie, czy władze samorządowe, jak i indywidualni rolnicy. W ich trakcie omawiane są tematy, co należy zrobić, aby optymalnie gospodarować wodą na danym terenie, czy jest jej nadmiar, czy niedobory, ale też jakie rolnik indywidualny ma możliwości w świetle obowiązującego prawa: np. wybudowania studni czy zbiornika wodnego, o jakich parametrach może on powstać, kiedy konieczne jest zgłoszenie, a kiedy pozwolenie wodno-prawne.
R.S.: Czyli rolnik dostaje sporą dawkę wiedzy. A czy może liczyć też na wsparcie swoich działań w zakresie retencji?
K.W.: Oczywiście nasza intencja jest taka, aby dotrzeć do każdego, kto chciałby z nami rozmawiać – ale też działać. Bo prawo wodne dopuszcza taką możliwość, aby Wody Polskie wybudowały urządzenie wodne na terenie prywatnym, jeżeli jego właściciel wyrazi taką chęć i zapotrzebowanie. Przy czym w takim przypadku prawo wodne mówi też o konieczności naliczenia tzw. opłaty retencyjnej. Ale te Lokalne Partnerstwa służą głównie temu, aby zidentyfikować potrzeby indywidualnych rolników. Dzięki temu łatwiej im będzie pozyskiwać odpowiednie dofinansowania krajowe czy unijne na wybudowanie takich urządzeń, a w konsekwencji poprawi się dostępność wody na ich terenach. W tym zakresie także służymy rolnikom naszą wiedzą i doświadczeniem.
Foto: Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej. Krzysztof Woś - pierwszy z prawej
0 komentarze