Warta Bolesławiecka: Żniwa na wymagającym górzystym terenie
Duży areał przypadający na specyficzny obszar na Dolnym Śląsku, rodzinny charakter gospodarstwa i ziemniaki, które… znajdziemy w paczkach popularnych chipsów i frytek – tak w skrócie opisać można działalność rodziny Boruckich z Warty Bolesławieckiej.
Już niemal 40 lat w Warcie Bolesławieckiej w woj. dolnośląskim funkcjonuje gospodarstwo rodziny Boruckich. Położone w malowniczej scenerii Dolnego Śląska gospodarstwo założone zostało jeszcze w latach 80. przez seniora rodu, a obecnie rodzinne tradycje kontynuowane są przez córki: Justynę oraz Magdalenę, które z sukcesami prowadzą rodzinny biznes. Dziś rodzina Boruckich gospodarzy na obszarze aż 1 700 ha, z czego 900 ha zajmuje pszenica, 450 – rzepak, a 350 – ziemniaki. Jak na co dzień funkcjonuje tak duży biznes i czy zachował cechy rodzinnej firmy? Zaglądamy za kulisy ich działalności.
Nie tylko uprawa
Podstawą działalności jest uprawa zbóż, które zajmują ponad 75 proc. powierzchni, na którym gospodarzą Boruccy. Wszystkie magazynowane są w charakterystycznych, widocznych z oddali silosach. Nie mniej istotny jest również aspekt związany z ziemniakami, które stanowią ok. 25 proc. uprawy. Otóż 50 proc. ziemniaków to odmiany frytkowe, a 50 – chipsowe, sprzedawane do takich potęg z branży spożywczej, jak Lorenz, Pepsi Co czy Intersnack.
Mimo prężnego rozwoju, firma nie zatraciła rodzinnego charakteru, a co więcej, nadal utrzymuje się w niej unikalny klimat.
– W sumie obecnie zatrudniamy około 40 osób, połowa pracuje w gospodarstwie, natomiast druga połowa to pracownicy usług transportowych, które prowadzimy równolegle. Ponadto świadczymy też usługi rolnicze: opryskiwanie, wynajem maszyn, zwożenie płodów rolnych, więc na co dzień pracy nie brakuje – mówi Justyna Borucka-Kata, która wraz z siostrą Magdaleną zajmują się finansami gospodarstwa i zarządzaniem. Większość pracowników stanowią co prawda mężczyźni, ale…
– Nam się bardzo dobrze współpracuje z panami, mamy zgrany zespół, część pracowników pamiętam jeszcze jako dziecko, są z nami od lat. Ale mamy też młodych pracowników. My zajmujemy się księgowością, a prowadzenie gospodarstwa zostawiamy Wojtkowi Balickiemu – dodaje Pani Justyna.
Trudny górzysty teren
Początek sierpnia to tradycyjny okres żniw w powiecie bolesławieckim. W pierwszym tygodniu miesiąca trwało wykaszanie rzepaku, co należy w tym terenie do szczególnie wymagających z uwagi na nachylenia terenu, w niektórych miejscach sięgające nawet 40 proc.
– Dlatego też zdecydowaliśmy się na kombajny John Deere T670, wyposażone w system Hillmaster. Nie ukrywam, że korzystamy też z kombajnu innej marki, lecz do najcięższych prac delegujemy właśnie maszyny John Deere – mówi Wojciech Balicki, kierownik gospodarstwa.
System Hillmaster nie tylko poziomuje kosz sitowy, ale także całą maszynę od przenośnika pochyłego, aż po rozdrabniacz. Dzięki temu przepływ masy odbywa się dokładnie tak, jakby kombajn pracował na równym podłożu. Również zbiornik zostaje wypoziomowany, co z kolei daje możliwość wypełnienia go w maksymalnym wymiarze, przez co nie ma potrzeby częstszego rozładunku.
W gospodarstwie w Warcie Bolesławieckiej zdecydowano się na kombajny klawiszowe. Dlaczego?
– Z uwagi na fakt, że zostawiamy słomę, natomiast po rotorowych kombajnach jest ona bardzo zniszczona, co nie odpowiada firmom, które od nas ją zabierają. Jakie jeszcze czynniki zdecydowały o kupnie kombajnów John Deere? Byli lepsi cenowo, jakościowo, z dnia na dzień mamy dostęp do wszystkich części, a o serwis również jest łatwiej, gdy dysponuje się maszynami jednego producenta – dodaje Wojciech Balicki.
– W przypadku kombajnów sześcioklawiszowych powierzchnia separacji wynosi 4m2. Ziarno jest odseparowane, nie trafia na wytrząsacze, czyli kombajn może pracować z większą prędkością, co przekłada się na wydajność. Przyrząd żniwny może wynosić aż do 9 metrów, jak w przypadku jednej z maszyn w gospodarstwie w Warcie Bolesławieckiej, potencjał maszyny jest więc olbrzymi – komentuje z kolei Mateusz Janicki, specjalista ds. produktu John Deere.
Ważna współpraca z lokalnym dealerem
Wojciech Balicki opiekuje się całym parkiem maszynowym – dba o przeglądy, serwis maszyn, ewentualną wymianę części. – Najczęściej w styczniu, lutym wraz z naszym partnerem Polboto-Agri korzystamy z przeglądów Expert Check. Najczęściej, biorąc pod uwagę długotrwałą współpracę z dealerem, mamy je w cenie.
W sumie w parku maszynowym gospodarstwa w Warcie Bolesławieckiej znajduje się aż 11 ciągników z charakterystycznym jeleniem na masce, dwa opryskiwacze samojezdne R4040i oraz 3 wspomniane wcześniej kombajny.
– Testowaliśmy przynajmniej kilka opryskiwaczy samojezdnych różnych producentów i w naszym środowisku, górzystych rejonów zdecydowanie najlepiej sprawdziły się maszyny John Deere. Nie ukrywajmy, że jest to ciężka praca dla maszyn, czasem jazda po skosie w granicach nachylenia 40 stopni. Odnośnie ciągników – decydują czynniki takie, jak niezawodność, siła uciągu, moc oraz możliwości serwisowe, które w Polboto-Agri mamy bardzo dobre. Biorąc pod uwagę naszą szeroką działalność, nie możemy sobie pozwolić na przestoje – mówi Wojciech Balicki.
Telematyka ważnym wsparciem
W maszynach wykorzystywanych przez operatorów w Warcie Bolesławieckiej nie brakuje rozwiązań telematycznych, będących ważnym ułatwieniem codziennej pracy.
– Zdecydowaliśmy się na podpięcie maszyn pod JD Link, dzięki czemu mamy podgląd na położenie maszyny za pośrednictwem sygnału StarFire, wykorzystujemy je do siania i uprawy ziemniaków, co pozwoliło wyeliminować nakładki na poziomie 2-3 metrów. Równie przydatny jest system Expert Alerts – gdy coś dzieje, możemy liczyć na serwis, bo nie zawsze operator to wychwyci. Gdy tylko coś się dzieje, otrzymuję od dealera Polboto-Agri telefon z informacją. Wówczas pytam, czy to jest coś poważnego, czy można naprawę odłożyć w czasie i wspólnie decydujemy, jak to rozegrać – dodaje Wojciech Balicki.
0 komentarze