WIR: Jesienna zapaść rynkowa
Produkty przechodzą długą drogę od pola do stołu, a ich cena rośnie na każdym etapie. Jednak zyski nie są dzielone równomiernie - informuje Wielkopolska Izba Rolnicza. - Najmniej zarabiają rolnicy - w wielu krajach otrzymują tylko 5–15% ceny końcowej, podczas gdy reszta trafia do pośredników, przetwórców, hurtowników i sieci handlowych.
- Na rynku rolnym, przy stałym popycie, każda nawet najmniejsza zmiana w podaży powoduje nieproporcjonalnie duże zmiany cen - zauważa Wielkopolska Izba Rolnicza. - Dopóki będziemy musieli eksportować 25-30% wyprodukowanych zbóż, dopóty sytuacja niskiej rentowności ich produkcji się nie zmieni.
WIR nie ma wątpliwości, że mamy kryzys cenowy na wielu rynkach rolnych. Ceny zbóż, ziemniaków, buraków cukrowych czy warzyw są na bardzo niskim poziomie i nie pokrywają kosztów produkcji. Zaczynają się spadki cen skupu bydła mięsnego czy mleka. Ceny trzody chlewnej systematycznie spadają. Co się dzieje? Odpowiedź na to pytanie jest dzisiaj bardzo ważna, bo od dobrej diagnozy rozpoczyna się proces leczenia.
Izba zauważa, że źródeł kryzysu leży zwiększona w tym sezonie produkcja płodów rolnych. Produkcja zbóż w UE jest w tym roku większa o około 6,5% w stosunku do roku ubiegłego. Plony zbóż w Polsce były rekordowe, o czym pisaliśmy w naszych raportach żniwnych. FAO prognozuje 3,5% wzrost produkcji zbóż w skali całego Świata. To może wydawać się niewiele. Trzeba jednak wiedzieć, że na rynku rolnym, przy stałym popycie, każda nawet najmniejsza zmiana w podaży powoduje nieproporcjonalnie duże zmiany cen.
- Od kilku lat zwracamy uwagę, że Polska nie jest konkurencyjna w produkcji zbóż, a musi wyeksportować ich nadwyżkę na rynek światowy po niskich cenach. Niskich dla naszych producentów, ale wystarczających dla tanich producentów zbóż takich jak USA, Kanada, Australia, Ukraina czy Rosja - dodaje Wielkopolska Izba Rolnicza. - WIR wielokrotnie postulował i dalej to robi o kompleksowy program odbudowy trzody chlewnej, który pozwoliłby na zagospodarowanie nadwyżek zboża w Polsce. Dopóki będziemy musieli eksportować 25-30% wyprodukowanych zbóż, dopóty sytuacja niskiej rentowności ich produkcji się nie zmieni.
Izba podkreśla, że podobnie może być z rynkiem ziemniaka. Dobre ceny ziemniaków w roku ubiegłym zachęciły rolników do zwiększenia areału produkcji w Polsce z około 192 000 ha w roku 2024 do około 210 000 ha obecnie. Do tego dochodzi zwiększona podaż ziemniaków na rynek Polski z Niemiec czy Holandii.
- Tu musimy jednak pamiętać, że jesteśmy częścią rynku unijnego i eksporterem netto płodów rolnych i produktów spożywczych. Natomiast, jeśli ziemniaki z importu trafiają na nasz rynek konsumencki to muszą być rzetelnie oznakowane krajem pochodzenia. Dokonana przez nas lustracja w poznańskich sklepach będących własnością sieci detalicznych pokazała, że przeważająca ilość ziemniaków i warzyw pochodzi z Polski, przynajmniej według informacji widocznej w sieci - informuje WIR. - Skierowaliśmy wniosek do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi o zbadanie rzetelności tych oznakowani. Musimy akceptować produkty z innych krajów unijnych, ale musimy zadbać o ich właściwe oznakowanie oraz przekonać konsumentów do ich wyboru. Jako środowisko rolnicze musimy budować patriotyzm konsumencki.
Izba zauważa także, że aktualna sytuacja na rynkach rolnych skłania do refleksji nad sprawiedliwym podziałem marż w łańcuchu spożywczym. Produkty przechodzą długą drogę od pola do stołu, a ich cena rośnie na każdym etapie. Jednak zyski nie są dzielone równomiernie. Najmniej zarabiają rolnicy — w wielu krajach otrzymują tylko 5–15% ceny końcowej, podczas gdy reszta trafia do pośredników, przetwórców, hurtowników i sieci handlowych.
0 komentarze